Jeżeli nie Unia Europejska to co?
gospodarka felietony porównania traktat akcesyjny redakcja humor

GOSPODARKA

Co myśli o Unii Europejskiej jej były urzędnik Carl Beddermann?

fragmenty wystąpienia Carla Beddermanna dotyczące gospodarki

(...) Równolegle do tego spojrzenia na Polskę, o którym mówiłem, istnieje jeszcze inne, które nazwałbym: systematyczne eksploatowanie ekonomiczne Polski przez Zachód. Formy tej eksploatacji przybrały ogromne wymiary i bardzo zagrażają Polsce. Dlatego musi się natychmiast coś wydarzyć, w przeciwnym razie Polska straci wkrótce zdolność pełnienia swojej misji w Europie. Tymczasowym punktem szczytowym tej eksploatacji jest przystąpienie Polski do Unii Europejskiej, do czego ma być ona zmuszona wszystkimi siłami i na niekorzystnych dla niej warunkach. (...)

W ramach mojej działalności z polecenia Unii w Polsce miałem informować o zachodnich standardach finansowych, technicznych, politycznych, handlowych, przemysłowych. O tym, jak są one świetne, jakie są wypróbowane, jak konieczne dla Polski, jak szybko muszą zostać przejęte. Tylko o jednym standardzie zachodnim nigdzie nie było mowy, a właściwie to on jest najważniejszy. Standard mówiący mianowicie o tym, jak kraje Piętnastki dbają o swoje interesy w obcowaniu z sąsiadami. Po zakończeniu mojej działalności jako doradcy unijnego wiem, że Polska właśnie w tej dziedzinie - dbania o własne interesy wobec Piętnastki - musi się jeszcze dużo nauczyć i to bardzo szybko. Również i od Niemców, na co chciałbym podać następujący przykład. Załóżmy, że agresorem drugiej wojny światowej byłaby Francja, a Hitler byłby Francuzem. Przyjmijmy też, że Francuzi mieliby dwa razy tyle mieszkańców co Niemcy (relacje jak między Niemcami a Polską). Załóżmy teraz, że Niemcy stają teraz po stronie aliantów. Najpierw mamy u nas francuską okupację, później wielkie zwycięstwo. Niemcy jako odszkodowanie dostają Alzację i Lotaryngię, Szampanię, Artois, powiedzmy jedną czwartą starej Francji. Na tej ziemi odzyskanej mieszka więcej niż jedna czwarta naszej niemieckiej ludności. Później całe Niemcy, nie tylko NRD, zostają członkiem bloku wschodniego. Następstwem tego jest ubóstwo, zniszczony przemysł i handel. Nagle nadchodzi wielki przełom - obalenie komunizmu. Co następuje potem? Zachód na czele z Francuzami zjawia się w Niemczech i mówi: Gratujemy obalenia komunizmu, szkoda, że tacy jesteście biedni! Ale my wam pomożemy. Będziemy razem z wami budować piękny, nowy kraj, było, nie było, wszyscy jesteśmy tu, w Europie jedną wielką rodziną. Wkrótce będziecie tak samo bogaci, jak my. My wiemy, jak to się robi, powiemy wam, jak to funkcjonuje. Najpierw jednak musicie sprzedać nam wasz przemysł, wasze centra handlowe, wasze media i przede wszystkim waszą ziemię. Oczywiście za grosze, bo to wszystko przecież nic niewarte! Ażeby zademonstrować wam, jak to dobrze może funkcjonować, już podjęliśmy pierwsze kroki: na waszej tzw. ziemi odzyskanej, gdzie my, Francuzi mieszkaliśmy 50 lat temu, wydzierżawiliśmy już tysiące hektarów! Nie macie z pewnością nic przeciw temu, że wkrótce zamienimy to na własność. Wiecie Pastwo, co w tym przypadku stałoby się w Niemczech? Alarm, dyskusje od rana do wieczora, agitacja. Aż w końcu Francuzi nie dostaliby ani metra kwadratowego, a z pewnością nie na ziemiach odzyskanych! Tak z pewnością postąpiliby Niemcy, którzy bynajmniej nie są znani na świecie jako buntownicy.(...)

Wy, Polacy robiliście dokładnie to, czego my, Niemcy nigdy byśmy nie zrobili. Prawie 90% Waszych banków jest już w rękach obcokrajowców. Tak samo kluczowe pozycje w handlu i przemyśle. Polski przemysł spożywczy jest prawie całkowicie wyprzedany. To samo czeka wkrótce całą gospodarkę energetyczną, telekomunikację. Prasa regionalna na obszarach ziem odzyskanych pozostaje prawie bez wyjątku w rękach akurat Niemców. Wiele tysięcy hektarów Waszej ziemi jest w rękach Holendrów, Niemców, Duńczyków, Anglików, Belgów. Już nie jesteście panami we własnym domu! I teraz najokropniejsze, dla mnie najbardziej nie do wiary: istnieją w Polsce świetne sprawozdania, w których wszystko to, o czym mówiłem, jest analizowane; reportaże, w których godni zaufania profesorowie pierwszej klasy ostrzegają, żeby naród się wreszcie obudził, ale co się dzieje? Jest to albo przemilczane, albo autorzy słyszą epitety w stylu: niedouki, ksenofoby, ciemniaki. I teraz sprawa przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Dla krajów Piętnastki ma to być wielkie żniwo tego, co zasiały w Polsce w ciągu ostatnich dwunastu lat. Opieka nad ich inwestycjami i ochrona świeżo przez nich opanowanych rynków zbytu. Polska ma zadecydować o tej sprawie w referendum. I znów, jak w kwestii wyprzedaży polskiego przemysłu i ziemi - nie ma otwartej dyskusji przed przystąpieniem do Unii. Tylko hałaśliwa prounijna propaganda. Ci, którzy są przeciw, słyszą znów takie epitety, jak: niedouki, ksenofoby, ciemniaki.(...)

Gdzie się podziała kwota 15-20 miliardów euro rocznie, obiecywana przez Unię jako rekompensata za zbyt szybkie otwarcie granic celnych? Pieniędzy z Unii nie było i nie będzie - oprócz zwykłej jałmużny, ale deficyt handlowy z Piętnastką w wysokości ponad piętnastu miliardów euro zostanie i stale się powiększa. Nie ma ulgi dla składki członkowskiej, nie ma pełnych dopłat bezpośrednich dla rolników, nie ma koncesji przy używaniu funduszy unijnych, nie ma absolutnie nic. I to ma być złoty róg? Gdyby przynajmniej Unia była unią celną i była w stanie zabronić Polsce wstępu na jej rynki. Ale ona nią nie jest, więc nie może w niczym przeszkodzić! Polacy muszą ten ważny fakt zrozumieć: swoboda handlu jest już zagwarantowana postanowieniami Światowej Organizacji Handlu (WTO). Szwajcarzy, Norwegowie, Japończycy, Koreańczycy, wszyscy oni nie są członkami Unii, a jednak prowadzą ożywiony handel z krajami Piętnastki. Polska przecież też już to robi. Nieprzystąpienie do Unii niczego tu nie pogorszy, przystąpienie niczego nie poprawi. Ten, kto mówi Wam co innego, po prostu kłamie. Wyjątkiem jest rynek rolny. Unia różnymi środkami stosuje u siebie protekcjonizm Są to dopłaty bezpośrednie, subwencje eksportowe, gwarantowane ceny skupu i przede wszystkim ochrona celna. Problem w tym, że większość polskich rolników nie otrzyma z tego nic. Mają zniknąć, w całym tego słowa znaczeniu, mają po prostu zniknąć. To, co się tutaj dzieje i co jest dopiero przygotowywane, jest tak ogromną tragedią, jest takim skandalem wołającym o pomstę do nieba, że chociażby z tego jednego powodu Polacy powinni powstać i gremialnie głosować w referendum NIE. U nas w Niemczech mamy przysłowie: rolnika nie da się zniszczyć, chyba że obetnie mu się stopę i rękę. Od kilku lat dodajemy do tego: albo wystawić go na pastwę polityki rolnej Unii Europejskiej. I właśnie to zaczyna się w Polsce dziać na wielką skalę. Za unijnymi planami tak zwanej restrukturyzacji i modernizacji rolnictwa kryje się tylko jeden cel: polski rolnik ma w przyszłości przejąć rolę taniego producenta i dostawcy surowców rolnych dla przemysłu przetwórstwa spożywczego i handlu. Według Unii i sterujących nią grup interesów, istnieje tylko jedna droga prowadząca do tego celu: usunięcie małych i średnich gospodarstw, aby ich grunty mogły być wykorzystane do wzmocnienia większych, czyli tzw. zdolnych do przeżycia gospodarstw. Spośród 10 mln Polaków, którzy obecnie żyją bezpośrednio lub pośrednio z rolnictwa, według Unii, 8 mln ma być odcięte od obecnego źródła utrzymania. Z wolnych rolników zamierza się zrobić robotników bez ziemi z bardzo miernymi rentami za oddanie ziemi. Ofiary polityki agrarnej Unii, miliony polskich małych i średnich rolników, tak długo jak to możliwe mają pozostać nieświadome prawdziwych celów Unii. Służy temu intensywna akcja propagandowa, w której Unia osiągnęła już duże sukcesy. Dzięki pomocy w większości euroentuzjastycznych pracowników polskich mediów udało się zatuszować objawy zbliżającej się katastrofy socjalnej, którą byłaby tzw. restrukturyzacja polskiego rolnictwa. Spośród dwóch milionów gospodarstw rolnych w Polsce ma pozostać zaledwie 200-300 tys. (dwieście do trzystu tysięcy). Do tego Bruksela przyznaje się otwarcie. Na przynajmniej 2, a możliwe, że na 3 miliony, szacuje się tam liczbę przyszłych bezrobotnych pracowników rolnych, jeśli wszystko przebiegnie według planu. Jakież naiwne są odpowiedzi z Brukseli (ale i ze strony polskich euroentuzjastów) na pytanie, co stanie się z ludźmi: "mają szukać sobie nowych miejsc pracy w przemyśle" albo "dajcie im możliwość rozwijania polskiej wsi poprzez tworzenie nowych zakładów usługowych"! Rolnicza polityka Unii osiągnęłaby w ten sposób to, czego nie udało się osiągnąć gospodarce socjalistycznej w ciągu 45 lat. Koniec z rolnictwem opartym na własności ziemi, koniec wsi polskiej i jej kultury. Koniec również z unikalną na skalę Europy naturą. W Niemczech mamy jeszcze inne przysłowie: kto chce zniszczyć rolników, ten musi postawić jednego NAD drugim. Również i to pod kierunkiem Unii zaczyna mieć w Polsce miejsce. Zamierza się najpierw wyszukać te gospodarstwa, które ze względu na ich wielkość i wyposażenie mają szansę na przetrwanie w warunkach unijnych. Ich właściciele zostaną zapoznani z podstawami rolniczej polityki Unii, według której wszystkie unijne programy pomocy koncentrują się na gospodarstwach dużych, zmechanizowanych i o większym kapitale. Między ich właścicieli zostaną rozdzielone najbardziej wpływowe posady w związkach rolniczych, aby stamtąd prowadzili propagandę na rzecz nowej polityki Unii. To wszystko będzie się działo w ścisłym powiązaniu z wielkim agrobiznesem.

Tą sytuację znam już z Niemiec. U nas np. przewodniczący związku rolników jest jednocześnie szefem rady nadzorczej banku rolniczego i kilku innych instytucji związanych z przemysłem spożywczym. Najlepszym przykładem może być chociażby wasz przewodniczący rolniczego związku zawodowego Władysław Serafin. Już teraz, jak gdyby przystąpienie Polski było faktem dokonanym, krząta się po Brukseli, zakłada biura dla swojego związku, udziela wywiadów na temat polityki rolnej Unii, które w niczym nie różnią się od stanowiska polskiego rządu, jakby był urzędnikiem państwowym, a nie szefem niezależnego związku rolników.(...)

Cały tekst wystąpienia